Ojcem Kochanowskiego był Piotr Kochanowski herbu Korwin, komornik graniczny radomski
i sędzia ziemski sandomierski, a matką – Anna, córka Jakuba Białaczowskiego herbu Odrowąż
z Dąbrówki Podlężnej. Z małżeństwa Piotra i Anny urodziło się jedenaścioro dzieci – cztery córki (Katarzyna, Elżbieta, Jadwiga, Anna) i siedmiu synów (Kasper, Jan, Piotr, Mikołaj – poeta, Andrzej
– tłumacz Eneidy Wergiliusza, Jakub, Stanisław).
Jan Kochanowski studiował na Akademii Krakowskiej. W 1547 roku między 18 kwietnia a
26 czerwca umarł ojciec poety. Przypuszczalnie w czerwcu 1549 poeta opuścił uniwersytet krakowski
i udał się być może do Wrocławia, gdzie przebywał do końca 1549 roku. W latach 1551-1552 przebywał w Królewcu. W połowie roku 1552 poeta przyjechał do Padwy, gdzie studiował do 1555. W międzyczasie Jan Kochanowski został mianowany na konsyliarza nacji polskiej na uniwersytecie
w Padwie. Zawarł tam przyjaźń z uczonymi: Janem Zamoyskim, Andrzejem Patrycym Nideckim, Stanisławem Fogelwederem, Łukaszem Górnickim, Andrzejem Dudyczem, Stanisławem Porębskim, Piotrem Przerębskim, Franciszkiem Masłowskim. Na wieść o śmierci matki, która nastąpiła
pod koniec roku, poeta wrócił do Polski.
11 lipca 1559 roku w Radomiu wraz z pięcioma braćmi uczestniczył w podziale majątku po zmarłych rodzicach. Janowi przypadł Czarnolas, kuźnica, młyn oraz stawy rybne na strudze zwanej Grodzką Rzeką. Z ojcowizny miał zapłacić pozostałym braciom 400 złotych polskich tytułem wyrównania majątkowego dóbr Sycyny. Według najnowszych badań otrzymał również w spadku karczmę.
25 marca 1560 roku Jan oddał kuźnicę i młyn w dzierżawę stryjowi Filipowi, zachowując sobie, jednak faktyczne posiadanie tych dóbr.
Żywot Jana Kochanowskiego w Czarnolesie zakłóciły nieszczęścia rodzinne. W 1577 roku zmarł starszy brat, Kasper, a w 1579 roku – dwie córki poety: trzydziestomiesięczna Urszula oraz Hanna.
Kochanowski zmarł 22 sierpnia 1584, prawdopodobnie na udar mózgu. Miejsce zgonu pozostaje
w sferze domysłów. Jedni twierdzą, że nastąpił w kamienicy Macieja Krokiera, bogatego kupca lubelskiego, inni natomiast – w domu Mikołaja Firleja. Najprawdopodobniej zwłoki poety zostały pochowane w Lublinie, a dopiero na początku XVII wieku przewieziono je do kaplicy w Zwoleniu.
TEATR
Życie Jana Kochanowskiego stało się inspiracją dla kilku widowisk dramatycznych: anonimowy Jan Kochanowski, rymotwórca polski, czyli zabawa w Czarnolesiu (premiera 1807 rok), opera Jan Kochanowski w Czarnym Lesie autorstwa Karola Krupińskiego do libretta Juliana Ursyna Niemczewicza (premiera 1817 rok), Urszulka z Czarnolasu oraz Jan Kochanowski – obydwie na podstawie powieści Klementyny Hoffmanowej (premiera 1898 rok), Droga do Czarnolasu autorstwa A. Maliszewskiego (premiera 1952 rok).
MUZYKA
Od początków XIX do drugiej połowy XX wieku, 32 kompozytorów skomponowało do tekstów Kochanowskiego zaledwie 50 utworów.
SZTUKA
Z końca XVI wieku pochodzi rzeźbiony konterfekt z nagrobka poety w Zwoleniu. Inny portret znajduje się na miedziorycie Jana Sabatowicza z druku Sphinx Samsonica de Illustrissima Ursinorum Sarmaticorum ..., wydanym w 1628 roku w Warszawie. Wizerunek znajdujący się w dziele Bartosza Paprockiego Gniazdo cnoty (1578) z podpisem: Jan Kochanowski, którego właśnie możemy zwać ojcem języka polskiego, nie zawiera autentycznej podobizny poety.
Jan kochanowski
poniedziałek
O żywocie ludzkim
Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy,
Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;
Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,
Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy.
Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,
Wszystko to minie jako polna trawa;
Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,
Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom.
Tren VIII
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknienim swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.
Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,
Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.
Nie dopuściłaś nigdy matce sie frasować
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,
To tego, to owego wdzięcznie obłapiając
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,
Nie masz zabawki, nie masz rośmiać sie nikomu.
Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje.
Na Lipę
Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie.
Na Zdrowie
Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie
Dobre są, ale -
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klinocie drogi,
Mój dom ubogi
Oddany tobie
Ulubuj sobie!
Tren VII
Nieszczesne ochędóstwo, żałosne ubiory
Mojej namilszej cory,
Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie?
Żalu mi przydajecie.
Już ona członeczków swych wami nie odzieje,
Nie masz, nie masz nadzieje.
Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany.
Już letniczek pisany
I uploteczki wniwecz, i paski złocone -
Matczyne dary płone.
Nie do takiej łóżnice, moja dziewko droga,
Miała cię mać uboga
Doprowadzić, nie takąć dać obiecowała
Wyprawę, jakąć dała.
Giezłeczkoć tylko dała a lichą tkaneczkę,
Ociec ziemie bryłeczkę W główki włożył.
Niestetyż, i posag i ona
W jednej skrzynce zamkniona.
Tren XI
"Fraszka cnota", powiedział Brutus porażony.
Fraszka, kto sie przypatrzy, fraszka z każdej strony.
Kogo kiedy pobożność jego ratowała?
Kogo dobroć przypadku złego uchowała?
Nieznajomy wróg jakiś miesza ludzkie rzeczy,
Nie mając ani dobrych, ani złych na pieczy.
Kędy jego duch więnie, żaden nie ulęże:
Praw li, krzyw li, bez braku każdego dosięże.
A my rozumy swoje przedsię udać chcemy,
Hardzi miedzy prostaki, że nic nie umiemy.
Wspinamy sie do nieba, Boże tajemnice
Upatrując, ale wzrok śmiertelnej źrzenice
Tępy na to; sny lekkie, sny płoche nas bawią,
Które sie nam podobno nigdy nie wyjawią.
Żałości, co mi czynisz? Owa już oboje
Mam stracić - i pociechę, i baczenie swoje?
Subskrybuj:
Posty (Atom)