poniedziałek

Tren II

Jeslim kiedy nad dziećmi piórko miał zabawić, 
A kwoli temu wieku lekkie rymy stawić, 
Bodajżebych był raczej kolebkę kołysał 
I z drugiemi nieważne mamkom pieśni pisał, 
Któremi by dziecinki noworodne spiły 
I swoich wychowańców lamenty toliły. 
Takie fraszki mnie zbierać pożyteczniej było, 
Niżli, w co mię nieszczeście moje dziś wprawiło, 
Płakać nad głuchym grobem mej wdzięcznej dziewczyny 
I skarżyć sie na srogość ciężkiej Prozerpiny. 
Alem użyć w obojgu jednakiej wolności 
Nie mógł - owom ominął, jako w dordzałości 
Dowcipu coś ranego, na to mię przygoda 
Gwałtem wbiła i moja nienagrodna szkoda. 
Ani mi teraz łacno dowiadać sie o tym, 
Jaka mię z płaczu mego czeka cześć na potym. 
Nie chciałem żywym śpiewać, dziś umarłym muszę, 
A cudzej śmierci płacząc, sam swe kości suszę. 
Prózno to; jakie szczeście ludzi naszladuje, 
Tak w nas albo dobrą myśl, albo złą sprawuje. 
O prawo krzywdy pełne! 
O znikomych cieni Sroga, nieubłagana, nieużyta ksieni! 
Tak li moja Orszula, jeszcze żyć na świecie 
Nie umiawszy, musiała w ranym umrzeć lecie? 
I nie napatrzawszy sie jasności słonecznej, 
Poszła nieboga widzieć krajów nocy wiecznej. 
A bodaj ani była świata oglądała, 
Co bowiem więcej, jedno ród a śmierć poznała. 
A miasto pociech, które winna z czasem była 
Rodzicom swym, w ciężkim je smutku zostawiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz